kluczyć bez planu

Ewelina: W dzisiejszym świecie wszyscy każą Ci wyjść ze strefy komfortu. To poza nią ma czekać sukces, spełnienie, bogactwo. Ja przeciwstawiam się tej tezie.

Uważam, że strefa komfortu jest stanem równowagi, do którego wszyscy dążymy; jest wtedy, kiedy czujemy się ze sobą dobrze i nie naginamy się tylko po to, żeby było wyżej    i lepiej. Wszechobecny perfekcjonizm to największy rak drążący współczesne społeczeństwa, bo każdy chce być najlepszą wersją siebie, a mnie się wydaje, że każdy ma siebie tylko jedną wersję. Czasem lepszą (trzy razy w tygodniu na siłce, nasiona chia  i kasza jaglana), czasem gorszą (Netflix, wino, popcorn), ale spójną i jednolitą. Zrozumienie, że nie ma super Eweliny z czwartku i chujowej Eweliny z soboty dużo we mnie zmieniło – przestałam się (nieco) zajeżdżać. Ogarnęłam też, że tak naprawdę nie muszę i nie mogę wszystkiego, jeśli tylko zechcę. Lepiej zdać sobie sprawę z tego teraz niż podczas wspinaczki wysokogórskiej bez przygotowania, bo przecież „nie ma rzeczy niemożliwych”. Predyspozycje, talenty i umiejętności – budujmy na takich fundamentach, a nie na modzie i naśladownictwie. Pamiętaj o tym, kiedy zakłuje Cię w dołku podczas scrollowania Instagrama niezłej niuni albo lepszego dzika, który właśnie opłynął samotnie, nie wiem, Grenlandię. Zamień „yes, you can” na „yes, I want”, włącz filozofię dobrego życia i czytaj nas. Będzie wesoło, będzie smutno, będzie beka i będzie powaga. Zapraszam!

Agnieszka: Tak naprawdę zostałam ofiarą coachingu zanim stał się modny i zanim to motywacyjne pierdolenie (obiecuję, że będę wstrzymywać konie z tymi przekleństwami) zaczęło funkcjonować pod tym pojęciem. Zawsze porównywaliśmy się do innych, mniej lub bardziej, a gdy wybuchł instagram, facebook, tinder – już bez granic. Ja do swojej strefy komfortu wracałam bardzo długo po tym, jak po prostu przestałam jeść, żeby siebie zaakceptować. Trochę ją już znalazłam i się w niej urządzam, bardzo powoli.

Podświadomie zawsze wiedziałam, jak ci wszyscy wirtualni piękni ludzie kipią kłamstwem, ale dopiero po przesłuchaniu 45 razy płyty ‘1985’ Rasmentalism i kilku winkach z moimi ludźmi uświadomiłam sobie, jaką krzywdę te profile nam robią i jakie fajne życie przeżywam na co dzień. Powoli przyzwyczajam się, że są dni, w których jestem Peppą i te, w których mogłabym swobodnie wejść na Mount Everest i wszystkie są piękne. Piszę to w pidżamie w księżniczki, szlafrokiem z plamami lakieru do paznokci, bez makijażu i na zmęczeniu totalnym, bo tak, czasem wychodzę ze swojej strefy komfortu aż za bardzo, ale zrzućmy to bardziej na wychowanie w etosie pracy niż na Grzesiaka.

Podsumuję – w bibliotekach jest za dużo mądrych książek, a na Netflixie seriali, żeby przeglądać zdjęcia z hashtagiem #polishgirls i obwiniać się za poranek w łóżku bez zdobywania punktów NikeFuel. Chyba sztuką jest to, żeby nauczyć się doceniać małe rzeczy i dni bez celu, a życie będzie toczyć się samo po pięknej linii, czasem krzywej. Wciąż się tego uczę i zaczynam coraz mocniej wierzyć w stwierdzenie MAM DOBRE ŻYCIE. Bardzo bym chciała, żeby strefakomfortu.org była miejscem, gdzie można chwilę odetchnąć od kolejnej rewolucji przemysłowej i reklam batona Chodakowskiej i której mi w internecie tak brakowało przez ostatni czas. Peace, ludzie!

A to my:

23158115_1755458754465796_657592096_o.jpg

One thought on “kluczyć bez planu

Leave a comment